Tegoroczna wycieczka prowadziła do województwa podlaskiego, a dokładnie do Białegostoku. Tam mieliśmy kwatery w domie prowadzonym przez ojców Werbistów. 2 lipca o godz. 5:00 ruszyliśmy. Do przejechania było trochę kilometrów, ale wcale nas to nie martwiło, bo nasze nastroje powodowały że czas podróży szybko płynął. W końcu dotarliśmy.

Rozlokowaliśmy się w pokojach i rozpoczęliśmy przygotowania do wędrówki, bo przecież tereny wokół Białegostoku to: zieleń, woda i atrakcje turystyczne. Jedną z nich widzieliśmy wieczorem, a mianowicie katedrę w Białymstoku, z którą związana jest ciekawa historia.

Następnego dnia udaliśmy się do Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie oczekiwała nas pani przewodnik, pani Ania. Poprowadziła nas w środek lasu, na teren bagien, o czym mogliśmy się przekonać sami, kiedy Paweł sprawdzał jak głębokie są, a zarazem niebezpieczne wydawać by się mogło malutkie bajorka przykryte dywanem mchu. Następnie udaliśmy się na ogromną przestrzeń porośnięta wysoką trawą, z nadzieja zobaczenia łosia. Niestety te ogromne zwierzaki nie były dla nas łaskawe.

Pobyt w Biebrzańskim Parku Narodowym, to także przepiękna lekcja. Poznaliśmy zwierzęta parzystokopytne, poznaliśmy różnice między poszczególnym rodzajami torfowisk, poznaliśmy strukturę społeczną wilków. Nawet udało nam się przenieść relacje watahy na naszą grupę ustalając osobniki alfa, omega, naganiaczy, obserwatorów itd. Można stwierdzić, że pobyt w Biebrzańskim Parku Narodowym był super, tym bardziej, że udało nam się uciec przed burzą. Następnie udaliśmy się do Tykocina, gdzie znajduje się przepiękna synagoga. Poznaliśmy historię tego miejsca, ale równocześnie historię, tradycje i święta wyznawców judaizmu. Ponieważ na dworze królował upał, to na zakończenie naszej wędrówki znaleźliśmy kąpielisko, gdzie zaznaliśmy orzeźwiającego chłodu.
Środa była dniem upływająca pod hasłem: żubry. Udaliśmy się do Białowieskiego Parku Narodowego. Tam zwiedziliśmy muzeum parku. Bardzo ciekawe prezentacja. Byliśmy dumni, bo na wszystkie pytania potrafiliśmy odpowiedzieć, gdyż dzień wcześniej wyjaśniała nam owe kwestie pani przewodnik. Następnie udaliśmy się do rezerwatu pokazowego. Niestety trochę byliśmy rozczarowani, bo żubry znajdowały się w ogrodzonym wybiegu, leżąc i leniuchując, skrywając się przed naszymi oczyma.

W tym dniu pojechaliśmy do świętego miejsca prawosławia do góry Grabarka. Wzniesienie, na który zbudowana jest cerkiew, a wokół niej umieszczone są tysiące krzyży. Było czuć modlitewną atmosferę. Aby wejść do cerkwi trzeba być odpowiednio ubranym. Na szczęście byliśmy na to przygotowani. Po modlitwie ruszyliśmy w drogę powrotną.

Następnego dnia udaliśmy się do Augustowa. Mieliśmy zamówiony rejs, który trwał 2 godziny i 40 minut. Mogliśmy podziwiań kormorany, przejrzystą wodę, zieleń panującą wokół jezior. Po rejsie skorzystaliśmy z kąpieli. Był czas na wodne wygłupy i opalanie. Trochę luźniejszy dzień, ale przecież byliśmy na wakacjach.

W naszym wędrowaniu chcieliśmy poznać wyznawców różnych religii. Był czas poświęcony judaizmowi. Teraz nadszedł czas na wyznawców islamu. Pojechaliśmy do Kruszynian, do meczetu polskich tatarów. Dowiedzieliśmy się czym jest islam, jak zbudowany jest meczet. Odwiedziliśmy muzułmański cmentarz, różniący się od naszych tym, że nie stawia się na grobach zmarłych ani kwiatów, ani zniczy.

Ze świata islamu przenieśliśmy się do świata prawosławia. W Supraślu zwiedziliśmy muzeum ikon, a także odwiedziliśmy cerkiew. Na koniec naszego wędrowania dotarliśmy na miejskie kąpielisko w Białymstoku, bo przecież są wakacje. Czas na odpoczynek i relaks nad wodą.
Sobota była dniem dużego odpoczynku. W Hajnówce wsiedliśmy do pociągu wąskotorowego i ruszyliśmy w knieję. Wszystko było by piękne i cudowne, gdyby nie natrętne much i komary. W pociągu Paweł wykazał zainteresowanie fryzjerstwem i do stacji w środku lasy zdążył uczesać wszystkie dziewczyny. Po powrocie z lasu udaliśmy się do Białegostoku, aby znowu poszaleć w wodzie.

Nadeszła niedziela, dzień powrotu. Po mszy św. ruszyliśmy w drogę powrotną. Pojechaliśmy do stolicy. Mogliśmy zobaczyć Stadion Narodowy i zwiedziliśmy Stare Miasto. Można było przejść pod Pałac Prezydencki. Czas szybko płynął. Musieliśmy wracać. Szkoda, że czas tak szybko minął, ale wróciliśmy zadowoleni, bo mogliśmy być razem, mogliśmy tyle zobaczyć, a przy tym nie zabrakło czasu na grilla, wspólną grę w karty, wspólny seans „Epoka Lodowcowa 4”. Zalet tego wyjazdu można wymieniać wiele. Jedno jest pewne: BYŁO EKSTRA.